środa, 26 stycznia 2011

nie(o)źle o złu

witajcie,nieźli bloggerzy;)

zacznę od stwierdzenia,że ostatnie spotkanie wydaje mi się zasadniczo niepodsumowywalne:P

-bo zaczęliśmy niby w sposób uporządkowany i do tekstów, a raczej linków
http://www.prisonexp.org/polski/
http://w451.wrzuta.pl/pli...x/dswu_24.01.11

http://w397.wrzuta.pl/plik/7Cj02hzRXSw/zlo
nawiązujący, od krótkiego przedstawienia Stanfordzkiego eksperymentu więziennego[w którym kilkadziesięciu młodych studentów wcielało się w role strażników i więźniów nieco nazbyt skutecznie...] oraz odczytania wiersza Różewicza, a potem rozpętało się intelektualne piekło;]

wstęp miał być kontrowersyjny. bo też-pomyśleliśmy sobie-kto z nas nie wierzy w zasadniczo dobrą ludzką naturę...?-jak się okazało, nie tylko Różewicz, Zimbardo i kilku forumowiczów(którym 'ukradliśmy' opinie, aby się do głosu społęczeństwa odnieść) miało co do tak optymistycznego założenia zastrzeżenia. najsilniejszym głosem sceptycyzmu wobec niego był postulat o swoistym 'złu oczywistym', nieutożsamialnym z prostym brakiem dobra, które zaobserwować można nie tylko(ale jak najbardziej, także) na przykładzie wojen i ich tyranów...

zatem, z jednej strony 'bardzo dobre' dzieło Boże, stworzone na Jego obraz i podobieństwo, zdolne do altruistycznych pobudek, choć może czasem zagubione(głupie? grzeszne?), a z drugiej-może po prostu urodzony egoista?-może rzeczywiście posiadamy ów 'okruch zła' w duszy?
jak to jest, że wyrzeczenia kosztują nas tyle pracy nad sobą, a rodzimy się z roszczeniami i dbać o siebie w zasadzie uczyć(większości z) nas nie trzeba?

inną kwestią pozostaje pytanie o możliwość jakiejkolwiek dyskusji na temat natury(którą-jak się okazało-każdy rozumie nieco inaczej;]) człowieka, kiedy cała moralność ściśle łączy się ze wzrastaniem w konkretnej kulturze.[czym innym będzie zemsta dla nowoczesnego Europejczyka, czym innym-dla rdzennego mieszkańca Czadu]. zatem czy trzeba szukać wychowanego wśród małp współczesnego Tarzana, aby wypowiedzieć się o tym, co z natury jest nam (za)dane?

tu pozwolę sobie wtrącić własne 3grosze:) od razu zaznaczam, że w kwestii ludzkiej natury(i paru innych) zapewne wyjdę na naiwniaka lub-delikatniej ujmując-hurra-optymistkę;]
...bo mnie się jednak wydaje, że człowiek jest dobry z natury(rozumianej jako jego powołanie; myśl, która przyświecała przy powstawaniu i kierunek, jaki jego osobie został nadany, aby go rozwinąć). nie potrafię się zgodzić na żadne inne wytłumaczenie, niż to, że zostaliśmy stworzeni jako dobre(bardzo dobre) odbicia Najlepszego. wiążę swoje rozumienie z koncepcją dobra jako braku zła-jedyną, która wydaje mi się racjonalnie tłumaczyć jego(zła) istnienie na świecie... stworzonym przez Czystą Dobroć;] wolność, od początku nam towarzysząca, stała się dla możliwością dobrowolnego opowiedzenia się po stronie dobra... a to, że nieraz wybieramy 'tę drugą opcję'-to nasze prawo... poniekąd przekleństwo... i furtka do zaistnienia zła na świecie. co nie zmienia faktu, że w zamyśle powstaliśmy 'bardzo dobrzy' i pierwiastek tej tendencji można odszukać w każdej-może poza niektórymi chorymi-jednostce. świadczy o tym uniwersalność poczucia winy/wyrzutów sumienia. że po różnych uczynkach się ujawniające-kwestia wspomnianej zależności od kultury(w tym specyficznej moralności).

zanim oddam głos do studia-cytat. żeby nie było, że tylko ja taka naiwna-z samego Fromma;):
'Wykazaliśmy, że człowiek nie jest zły z konieczności, ale że staje się zły, jeżeli zabraknie odpowiednich środków do jego wzrostu i rozwoju. Zło nie ma swego własnego, niezależnego bytu, stanowi ono tylko nieobecność dobra, powstaje w wyniku klęski poniesionej w procesie realizacji własnego życia' ['Niech się stanie człowiek']

a jakie jest Wasze zdanie na temat człowieka?
zapraszam do zgody i niezgody:)

środa, 19 stycznia 2011

Racjonalność wiary?

Cóż, pewnie po poniedziałkowej debacie macie dosyć, z drugiej strony - uważacie, za profesorem Woleńskim, że wiara może być racjonalna jedynie z praktycznego punktu widzenia (w sumie opłaca się wierzyć, jak pokazał Pascal w swoim słynnym Zakładzie!). Natomiast nie da się jej inaczej uzasadnić, nie ma żadnych środków do tego, by znaleźć racjonalne (zrozumiałe i do przyjęcia przez wszystkich) uzasadnienie dla mojego przekonania w prawdziwość zdania "Bóg istnieje".

Otóż, chciałbym Wam powiedzieć, że jednak ksiądz Wszołek - moim skromnym zdaniem - miał rację (co nie zmienia faktu, że rzeczywiście debatę przegrał, ale to właśnie ze względów praktycznych - trudno przegadać zaprawionego w bojach profesora).

Ponadto, na potwierdzenie mojej tezy mogę odwołać się do Nauczania Kościoła:
KKK 36 "Święta Matka Kościół utrzymuje i naucza, że naturalnym światłem rozumu ludzkiego można z rzeczy stworzonych w sposób pewny poznać Boga, początek i cel wszystkich rzeczy" (Sobór Watykański I: DS 3004; por. 3026; Sobór Watykański II, konst. Dei verbum, 6).
Bez tej zdolności człowiek nie mógłby przyjąć Objawienia Bożego. Człowiek posiada tę zdolność, ponieważ jest stworzony "na obraz Boży" (Por. Rdz 1, 27).

Zacznę jednak od pokazania jakie są nieracjonalne metody uzasadniania istnienia Boga. I tak na przykład będzie to intuicja ("Ja po prostu czuję, że on jest!"), objawienie w potocznym sensie ("Widziałem Go, ukazał mi się wtedy i wtedy" lub "Doznałem uzdrowienia"), zdanie autorytetu ("Ksiądz powiedział, że Bozia istnieje")... Wiele by takich przykładów wymieniać.

No dobra, zapyta ktoś teraz, po co w ogóle uzasadniać istnienie Boga? No cóż, odwołujemy się teraz do poniższego pisma:
Pierwszy list św. Piotra (3,15): "Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest."

Ksiądz Wszołek chciał pokazać, że tym sposobem "uzasadniania nadziei" jest ABDUKCJA, czy też mówiąc językiem polskich logików: rozumowanie redukcyjne. Wygląda ono tak:

1. Jest mokro ---> musiało zdarzyć się coś, co to sprawiło ---> jeśli jest mokro, to pewnie sprawił to deszcz ---> WNIOSEK:  padał deszcz.

Przekładając to na język dotyczący Boga:

2. Żyję i myślę ---> Ktoś musiał się do tego przyczynić ---> Dotyczy to rodziców, i ich rodziców, i ich rodziców itd. ---> Pierwszych ludzi coś stworzyło ---> Człowiek jest tak niezwykły, że nie mogły to być przyczyny naturalne, w sumie to samo dotyczy całego świata ---> Doskonały Bóg stworzył człowieka i świat --->  WNIOSEK: Bóg istnieje.

Łatwo zauważyć zawodność tego rozumowania - w pierwszym przypadku mógł przejechać beczkowóz lub polewaczka. W drugim Stwórca wcale nie musi być dobry, doskonały (o tym już w następnym spotkaniu DOXY:)). Jednak nie znaczy to, że jest ono nieracjonalne! Każdy je rozumie, może co najwyżej podważyć przesłanki, założenia. W wierze nie chodzi jednak o to, by kogoś do tego przekonywać. Jeśli ktoś nie chce uwierzyć, to jest to jego prywatna sprawa, jego przekonania i wiara. Praktyka, działanie pokażą kto popełnia błąd, kto przyjął błędne założenia. Ale nie "walczmy" o rację, nie ma o co... Lepiej wynieść coś mądrego z rozmowy niż kłócić się o pojęcia.

Jak powiedział kiedyś Jan XXIII do swojego rozmówcy, marksistowskiego dziennikarza - "dzielą nas TYLKO poglądy".


Tutaj macie linki do fragmentów książek naszych gości z  poniedziałkowej debaty:
http://grzymianie.wrzuta.pl/plik/644asHiiYwT/wolenski
http://grzymianie.wrzuta.pl/plik/2dfg9utNmZN/wszolek

wtorek, 11 stycznia 2011

in in-vitro

Witajcie.
Na ostatnim spotkaniu Doxy zastanawialiśmy się nad zagadnieniem in-vitro. Szukaliśmy argumentów za i przeciw; pytaliśmy się o pozytywne i negatywne aspekty sztucznego zapłodnienia.

Mam nadzieję, że w głowach dyskusja toczy się Wam dalej, i - choć wiele sobie wyjaśnialiśmy - jest jeszcze sporo do rozważenia...

Serdecznie polecam artykuł o nieco szerszej perspektywie, ale niemniej wartościowy i przygotowujący grunt dla dalszych poszukiwań w tym temacie: http://mateusz.pl/wdrodze/nr421/03.htm