wtorek, 12 kwietnia 2011

Jan Paweł II, List do Młodych Parati Semper, 14.

UWAGA! CAŁOŚĆ LISTU ZNAJDZIECIE TUTAJ

"14. Pozwólcie, że zamknę ten etap rozważań przypomnieniem słów, w których Ewangelia mówi o młodości samego Jezusa z Nazaretu.
Są one zwięzłe, chociaż pokrywają okres trzydziestu lat spędzonych w domu rodzinnym, u boku Maryi i Józefa-cieśli. Ewangelista Łukasz pisze: „Jezus zaś czynił postępy [wzrastał] w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”76.
Tak więc młodość jest „wzrastaniem”. Poprzez wszystko, co dotąd zostało na ten temat powiedziane, owo ewangeliczne słowo wydaje się szczególnie syntetyczne i sugestywne. Wzrastanie „w latach” odnosi się do naturalnego związku człowieka z czasem: owo wzrastanie jest jakby etapem „wstępującym” w całokształcie ludzkiego przemijania. Odpowiada temu cały rozwój psychofizyczny: wzrastanie tych wszystkich energii, poprzez które konstytuuje się normalna ludzka indywidualność. Trzeba, ażeby procesowi temu odpowiadało „wzrastanie w mądrości i w łasce”.
Wszystkim Wam, drodzy młodzi Przyjaciele, życzę takiego właśnie „wzrastania”. Można powiedzieć, że przez nie młodość jest właśnie młodością. W ten sposób zyskuje ona swoją własną, niepowtarzalną charakterystykę. W ten sposób jest ona dana każdemu i każdej z Was w osobistym, a zarazem wspólnotowym doświadczeniu jako szczególna wartość. I w sposób podobny utrwala się ona również w doświadczeniu ludzi dorosłych, którzy młodość mają już poza sobą, którzy z etapu „wstępującego” przesuwają się w kierunku etapu „zstępującego” w całościowym obrachunku życia.
Trzeba, ażeby młodość była „wzrastaniem” aby niosła z sobą stopniową akumulację wszystkiego, co prawdziwe, co dobre i piękne — nawet gdy bywa ona „od zewnątrz” połączona z cierpieniami, utratą bliskich i drogich osób, oraz z całym doświadczeniem zła, jakie nieustannie daje o sobie znać w tym świecie, w którym żyjemy.
Trzeba, ażeby młodość była „wzrastaniem”. Ogromne znaczenie posiada dla tego obcowania ze światem widzialnym: z przyrodą. Obcowanie to wzbogaca nas w młodości w sposób inny jeszcze niż sama „książkowa” wiedza o świecie. Wzbogaca nas w sposób bezpośredni. Można by powiedzieć, iż obcując z przyrodą przejmujemy w siebie, w nasze ludzkie bytowanie, samą tajemnicę stworzenia, która odsłania się przed nami niesłychanym bogactwem i różnorodnością istnień widzialnych, a równocześnie wciąż zaprasza w stronę tego, co ukryte, co niewidzialne. Mądrość — zarówno ustami ksiąg natchnionych77, jak skądinąd świadectwem wielu genialnych umysłów — zdaje się wielorako świadczyć o „przejrzystości świata”. Dobrze jest człowiekowi czytać w tej księdze przedziwnej, jaką jest „księga przyrody”, szeroko otwarta dla każdego. To, co młody umysł i młode serce w niej odczytuje, zdaje się być głęboko zsynchronizowane z wezwaniem do mądrości: „nabywaj mądrości, nabywaj rozwagi... Nie gardź nią, bo ciebie ocali, ukochaj ją — będzie cię strzegła”78.
Człowiek współczesny, zwłaszcza w obrębie wysoce rozwiniętej cywilizacji technicznej i przemysłowej, stał się na wielką skalę eksploatatorem przyrody, traktując ją często w sposób użytkowy, niszcząc przy tym wiele jej bogactw i uroków i zanieczyszczając naturalne środowisko swego ziemskiego bytowania. Tymczasem przyroda jest dana człowiekowi również jako przedmiot podziwu i kontemplacji, jako wielkie zwierciadło świata. Odbija się w nim Przymierze Stwórcy ze swoim stworzeniem, którego centrum od początku znajduje się w człowieku, stworzonym wprost „na obraz” swego Stwórcy.
I dlatego też życzę Wam, Młodym, aby Wasze „wzrastanie w latach i w mądrości” dokonywało się przez obcowanie z przyrodą. Miejcie na to czas! Nie żałujcie go! Podejmujcie również trud i wysiłek, jaki to obcowanie niesie czasem z sobą, zwłaszcza gdy pragniemy docierać do rejonów szczególnie eksponowanych. Ten trud jest twórczy, stanowi on zarazem element zdrowego odpoczynku, który jest Wam potrzebny, na równi ze studiami i z pracą.
Ten trud i wysiłek posiada też swoją klasyfikację biblijną, zwłaszcza u św. Pawła, który całe życie chrześcijańskie porównuje do zawodów na stadionie sportowym79. Każdej z Was i każdemu potrzebny jest ten trud i wysiłek, w którym nie tylko hartuje się ciało, ale cały człowiek doznaje radości panowania nad sobą oraz pokonywania przeszkód i oporów. Z pewnością jest to jeden z elementów owego „wzrastania”, jakim charakteryzuje się młodość.
Życzę Wam również, aby to „wzrastanie” dokonywało się na drodze obcowania z dziełami człowieka, a bardziej jeszcze z samymi żywymi ludźmi. Ileż jest tych dzieł, jakie w ciągu dziejów stworzyli ludzie! Jak wielkie ich bogactwo i różnorodność! Młodość zdaje się być szczególnie wrażliwa na prawdę, dobro i piękno zawarte w dziełach człowieka. Obcując z nimi na obszarze tylu różnych kultur, tylu sztuk i nauk, uczymy się prawdy o człowieku (tak sugestywnie wypowiedzianej również w Psalmie 8) — prawdy, która zdolna jest ukształtować i pogłębić własne człowieczeństwo każdego z nas.
Szczególnie jednak uczymy się człowieka, obcując z ludźmi. Trzeba, ażeby młodość pozwalała Wam „wzrastać w mądrości” przez to obcowanie. Jest to przecież czas, w którym nawiązują się nowe kontakty, koleżeństwa i przyjaźnie, w kręgu szerszym niż sama rodzina. Otwiera się wielkie pole doświadczenia, które posiada nie tylko znaczenie poznawcze, ale równocześnie wychowawcze i etyczne. Pożyteczne będzie całe to doświadczenie młodości, gdy wyrobi w każdym i każdej z Was również zmysł krytyczny, a przede wszystkim umiejętności rozróżniania w zakresie tego wszystkiego, co ludzkie. Błogosławione będzie to doświadczenie młodości, jeżeli stopniowo nauczycie się z niego owej zasadniczej prawdy o człowieku — o każdym człowieku i o sobie samym — prawdy, którą tak syntetyzuje znakomity tekst Konstytucji Gaudium et spes: „człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”80.
Tak więc, uczmy się ludzi, aby pełniej być człowiekiem poprzez umiejętność „dawania siebie”: być człowiekiem „dla drugich”. Taka prawda o człowieku — taka antropologia — znajduje swój niedościgniony szczyt w Jezusie z Nazaretu. I dlatego tak ważne są również Jego lata młodzieńcze, kiedy „wzrastał w mądrości i w łasce u Boga i ludzi”.
Życzę Wam również tego „wzrastania” przez obcowanie z Bogiem. Może temu służyć — w znaczeniu pośrednim — również i obcowanie z przyrodą i obcowanie z ludźmi. W sposób bezpośredni służy temu zwłaszcza modlitwa. Módlcie się i uczcie się modlitwy. Otwierajcie Wasze serca i Wasze sumienia przed Tym, który Was zna lepiej, niż Wy sami siebie. Rozmawiajcie z Nim. Wnikajcie w Słowo Boga Żywego, czytając i rozważając Pismo Święte.
To wszystko są metody i środki zbliżania się do Boga i obcowania z Nim. Pamiętajcie, że jest to obcowanie wzajemne. Bóg odpowiada również najbardziej „bezinteresownym Darem z siebie samego”, który w języku biblijnym nazywa się „Łaską”. Starajcie się żyć w łasce Bożej.
To tyle na temat „wzrastania”. Piszę to, raczej sygnalizując tylko główne problemy, każdy z nich bowiem nadaje się do szerszego omówienia. Ufam, że dokonuje się to w różnych młodzieżowych środowiskach i zespołach, ruchach i organizacjach, których jest wiele w różnych krajach i na poszczególnych kontynentach, a każdy kieruje się wypracowaną przez siebie metodą pracy wewnętrznej i apostolatu. Wszystkie one zaś, przy udziale Pasterzy Kościoła, pragną ukazywać młodym drogi owego „wzrastania”, które stanowi poniekąd ewangeliczną definicję młodości."

piątek, 18 marca 2011

Tekst na spotkanie 21.03.2011

"Oto obrazek z tych lat. Odbywa się (w okręgu moskiewskim) partyjna konferencja rejonowa. Przewodniczący nowy sekretarz rejkomu; dopiero niedawno objął stanowisko po aresztowanym poprzedniku.
Na zakończenie konferencji poddaje się pod głosowanie pismo do towarzysza Stalina z zapewnieniem wierności. Oczywiście - wszyscy wstają (podobnie, jak w trakcie konferencji wszyscy zrywali się na równe nogi za każdym razem, gdy z mównicy padało jego nazwisko). W niewielkiej sali grzmią "burzliwe oklaski, przekształcające się w owacje". Trzy minuty, cztery minuty, pięć minut - oklaski wciąż jeszcze burzliwe i wciąż przekształcają się w owacje. Ale dłonie już bolą. A już drętwieją uniesione ręce. Ale już starsi ludzie tracą oddech. Ale i robi się bardzo głupio nawet tym, co szczerze uwielbiają Stalina. Tylko że - kto pierwszy ośmieli się przestać? Mógłby to zrobić sekretarz rajkomu: stoi na trybunie, dopiero co odczytał tekst orędzia. Ale - to świeży człowiek, objął miejsce po aresztowanym, sam się boi! Przecie tu, w sali, stoją i klaszczą enkawudyści, już oni dobrze patrzą, kto pierwszy przestanie!... I oklaski w tej małej, nieznanej sali, oklaski, których wódz nie słyszy, trwają 6 minut! 7 minut! 8 minut!... Ci ludzie są zgubieni! Straceni! Już nie mogą przestać, póki wszyscy nie zwalą się z pękniętym sercem! Jeszcze tam, w głębi sali, w ciżbie, można próbować małego szachrajstwa - bić oklaski rzadziej, nie tak silnie, nie z takim ferworem - ale w prezydium, na oczach wszystkich obecnych? Dyrektor miejscowej papierni, silny człowiek, z dużym poczuciem niezależności, stoi w prezydium - i rozumiejąc cały fałsz - całą beznadziejność sytuacji - klaszcze! Dziewiątą minutę! Dziesiątą! Spogląda markotnie na sekretarza rejkomu, ale ten nie śmie zaprzestać klaskania. Opętanie! Zbiorowe! Zerkając na siebie wzajem resztką nadziei, ale udając zachwyt, kierownicy rejonu będą klaskać aż do upadku, póki nie zaczną ich stąd dygować na noszach! I nawet wtedy ci, co zostali - ani drgną! I oto dyrektor papierni w 11 minucie oklasków przybiera rzeczowy wyraz twarzy i siada na swoim krześle za stołem prezydialnym. I - o dziwo - gdzież podział się ogólny, nieopisany entuzjazm? Wszyscy naraz, z punktu, przerywają oklaski i też siadają. Uratowani! Wiewiórka domyśliła się nagle, jak wyskoczyć z koła!...
Ale właśnie w ten sposób wykrywa się niezależnych. Tej samej nocy dyrektor fabryki zostaje aresztowany. Z łatwością znajdują się - zupełnie inne - powody, żeby dać mu dziesięć lat. Ale gdy już podpisał "206" (protokół zakończenia śledztwa), przesłuchujący upomniał go jednak:
- I żebyś nigdy nie był pierwszy do przerywania oklasków!"

Aleksander Sołżenicyn, Archipelag GUŁag 1918-1956. Próba dochodzenia literackiego.

czwartek, 17 marca 2011

PSYCHOTEST:)

PSYCHOTEST DOXY –
JAKIM FANATYKIEM JESTEŚ?

1.       Czy Twoim zdaniem należy rozmawiać z osobą niewierzącą na temat polityki i społeczeństwa? [TAK – 0, NIE – 1]
2.       Czy Twoim zdaniem każdy zna jakąś część prawdy i zawsze można się czegoś od kogoś nauczyć?  [TAK – 0, NIE – 1]
3.       Czy powstrzymałbyś się od uderzenia osoby, która robiłaby coś, co przekracza wszelkie granice (np. sikała na kościół), a obok nie byłoby policji lub innych służb publicznych? [TAK – 0, NIE – 1]
4.       Czy wchodzisz w dyskusję, gdy ktoś w twojej obecności zaczyna głosić znacząco odmienne przekonania od twoich? [TAK – 1, NIE – 0]
5.       Czy uważasz, że w społeczeństwie ważne jest posiadanie własnego światopoglądu? [TAK – 1, NIE – 0]
6.       Czy posiadasz trwały autorytet, do którego odwołujesz się w problemowych kwestiach? [TAK – 1, NIE – 0]
7.       Czy uważasz, że każdy pogląd uchwytuje jakąś część prawdy i pod tym względem jest tak samo dobry jak inne? [TAK – 1, NIE – 0]
8.       Czy uważasz, że lepiej skupić się na praktyce i działać niż spierać się co do poglądów? [TAK – 1, NIE – 0]
9.       Czy uważasz, że w miłości nieistotne jest czy podzielamy tą samą wiarę, przekonania itd? [TAK – 1, NIE – 0]

PYTANIE
WYNIK
PYTANIE
WYNIK
PYTANIE
WYNIK
PRZEWAGA
1

2

3


4

5

6


7

8

9



Podlicz punkty! W tabelce w polach „wynik” po prawej stronie z numerami pytań wpisz odpowiednią dla każdej odpowiedzi TAK lub NIE. W polu przewaga wpisz tę liczbę (0 lub 1), która pojawia się częściej jako wynik w danym wierszu tabeli.
Trzy liczby z pola Przewaga czytanie od góry do dołu stanowią ostateczny wynik testu. Sprawdź teraz kim jesteś:
0,0,0 – cyniczny konformista
0,0,1 – tumiwistyczny oportunista
0,1,0 – zdrowy fundamentalista
0,1,1 – ugodowy radykał
1,0,0 – zaślepiony fanatyk
1,0,1 – integralistyczny postmodernista
1,1,0 – dogmatyczny fanatyk
1,1,1 – niepoprawny idealista

Wyjaśnienia odpowiedzi:

Cyniczny konformista – w sumie Twoje odpowiedzi mówią tylko tyle, że nie ma w Twoim życiu nic istotnego. Możliwe, że nawet nie wiesz po co żyjesz, nie czujesz się z niczym związany, a wszystko uważasz za badziewie i wymysł nie warte Twojej uwagi. Coraz więcej jest takich osób jak Ty – szukają, ale nie wiadomo czego, zarazem nie boją się o przyszłość. Oby w pewnym momencie nie zabrakło Ci pewności siebie i poczucia własnej tożsamości!
ODPOWIEDNIK: Diogenes z Cyreny
Tumiwisistyczny oportunista – posiadasz pewien światopogląd, jednak naginasz go w każdej kryzysowej sytuacji. Nie masz do końca sprecyzowanego celu w życiu, choć chcesz „żyć dobrze”. Z drugiej strony uważasz, że nie do końca wiadomo, co jest dobre, bo nie ma w tej sprawie konsensusu, więc właściwie każdy indywidualnie musi to sobie ustalić. Stwierdzasz bardzo często, że nie ma co debatować i trzeba działać, czasem dość ostro. Oby tylko nie zagroziło Ci ostre wejście na barykady i „budowa dróg i mostów” za wszelką cenę!
ODPOWIEDNIK: John F. Kennedy
Zdrowy fundamentalista – posiadasz trwałe poglądy i uważasz, że są bliskie prawdy ze względu na ufność pokładaną w autorytecie, który jest podstawą większości Twoich przekonań. Z drugiej strony nie narzucasz siłą swojego światopoglądu dostrzegając różnorodność, a zarazem zawsze jesteś gotów zarzucić przeciwnika stosem racjonalnych argumentów. Pamiętaj jednak, że czasem może zabraknąć Ci tej dozy tolerancji lub radykalizmu, szczególnie w momentach słabości!
ODPOWIEDNIK: Winston Churchill
Ugodowy Radykał – masz twarde poglądy, które opierasz na trwałych korzeniach, z drugiej strony w Twoje serce sączy się postmodernistyczna posoka, mówiąca Ci że nie możesz narzucać swego obrazu świata i że, mimo wszystko, jest on nie do końca właściwy. Czasem ta chęć do poznania innych prowadzi do utraty wiary we własne siły i przekonania. Ponadto coraz bardziej naginasz własne idee do prostego pragmatyzmu… Uważaj, by nie stać się zbytnim oportunistą!
ODPOWIEDNIK: Michaił Gorbaczow
Zaślepiony Fanatyk – jesteś osobą totalnie poddaną ideologii tak bardzo, że Twoja wiara jest aż godna podziwu. Sam dla siebie jesteś autorytetem, ewentualnie czerpiesz ze swoich źródeł, zawsze jednak poddając je własnej ocenie i „filtrowi”. Nie dostrzegasz wartości innych światopoglądów uznając je za fałszywe. Nie debatujesz, bo nie ma po co. Nie jesteś już jednak zmęczony? Szczypta krytycyzmu mogłaby uzdrowić sytuację!
ODPOWIEDNIK: Feliks Dzierżyński
Integralistyczny Postmodernista – masz twarde poglądy, których za nic się nie wyrzekniesz. W imię pragmatyzmu narzucisz je każdemu, nawet siłą. Z drugiej strony uważasz, że jest wiele różnych punktów widzenia i każdy z pewnej strony jest dobry, jednak wszystko zależy od ich skuteczności (a nie ma wątpliwości, że Twój jest najskuteczniejszy) Ponadto, w owym relatywizmie siedzisz tak głęboko, że nie bierzesz pod uwagę tego, że coś może być nieskuteczne a zarazem prawdziwe (w Twoim rozumieniu „skuteczności”). Twoja postawa jest z jednej strony mądra, ale z drugiej może przerodzić się w nietolerancyjny kult tolerancji, a w imię pragmatyzmu doprowadzić do poważnych błędów!
ODPOWIEDNIK: Al Gore
Dogmatyczny Fanatyk – Wierzysz w bardzo konkretne sprawy i gotów jesteś oddać za nie życie.  Wręcz uważasz, że brak wiary w te sprawy doprowadzi do zguby drugiego, dlatego jesteś gotów narzucić każdemu swój światopogląd, bez względu na środki. Co właściwe, jesteś czasem krytyczny i szukasz racjonalnych argumentów, choć nie szukasz ich w innych poglądach ani w debacie z innymi stanowiskami. Twoja postawa może jednak okazać się zgubna dla Ciebie w bardzo zróżnicowanym pod względem światopoglądowym świecie. Może zaprowadzić Cię do wyobcowania!
ODPOWIEDNIK: August Comte
Niepoprawny Idealista: masz swoje poglądy, bardzo dobrze ugruntowane, racjonalne. Uważasz, że znasz prawdę, jednak inni też znają część prawdy i mogą cię czasem nawet nią „ubogacić”. Wierzysz, że możliwe jest powszechne zjednoczenie ludzkości w miłości i szczęściu, a te poglądy nawet nie są tak ważne. Czy jednak nie za dużo w tym idealizmu i oderwania od życia? Możesz, przez swoje twarde dążenia do jedności, zabrać innym wolność!
ODPOWIEDNIK: John Lennon

Psychotest został opracowany na podstawie testu patriotycznego "Pressji", wykonanego przez Wojciecha Czabanowskiego. Jest on dostępny na niniejszej stronie: http://www.pressje.org.pl/index.php?action=detail&article_id=582

sobota, 12 marca 2011

Anonimowość - domniemane przyczyny

Podczas ostatniego spotkania doszliśmy do wielu wniosków, które jednak nie do końca pasowały do tego, co sam przed tym spotkaniem (i po nim) myślałem na temat przyczyn anonimowości.

Wspominaliśmy bowiem kilkakrotnie o pozytywnej stronie samotności, że to nie jest wcale tak źle, że czasem trzeba pobyć samemu, no i że wtedy dopiero uruchamiamy refleksję nad sobą i swoim życiem - że w takiej samotności możemy o wiele łatwiej spotkać siebie i Boga.
Oczywiście, nie jest to fałszywe, jednak wydaje mi się, że bycie samotnym to nie to samo, co bycie samemu. Samotność kojarzy mi się bardzo z czymś negatywnym, ze stanem w którym wszyscy ludzie są mi obcy, nie znają mnie, a co więcej - nie dążą do tego, by stać się moim przyjacielem, nie interesuje ich nic we mnie, w moim życiu, chyba że przynosi im to korzyść. Dlatego też nawet bogaci ludzie mogą być samotnikami, bardzo nieszczęśliwymi ludźmi.
Bycie samemu to stan w którym człowiek musi wycofać się ze środowiska ludzi, aby chwilę pobyć ze sobą, aby skupić się na sobie, aby się wyciszyć i zastanowić.
Samotność jest związana w tym przypadku z alienacją - samotny nie wybiera tego, by być samotnym - jest on wy-obcowany przez innych. Bycie samym (samość:) wręcz przeciwnie - kojarzy się z człowiekiem, który dąży do oderwania się przez chwilę od mnóstwa przyjaciół, którzy go otaczają, bądź z pragnienia pobycia z Bogiem, które - jak sądzę - bierze się z miłości i wiary, a więc czegoś pozytywnego.

Samotność jest, moim zdaniem, bezpośrednią przyczyną coraz większej anonimowości. Ludzie samotni boją się innych, boją się przekroczyć pewną barierę, za którą inność się kończy. Ten lęk powoduje, że anonimowość się zwiększa - anonimowość, czyli brak wiedzy o innych i brak wiedzy innych o tobie. Nie ma zaufania, wyciągnięcia dłoni, przyjaźni - to nie ma mowy o od-obcowaniu innego człowieka. Zostaje wy-obcowanie.

Druga sprawa jaką chciałbym poruszyć, to kwestia wolności, a raczej jej braku. Dlaczego uważam, że wielu ludzi w Polsce nie ma wolności? Mają złą jej wizję, podążają za czymś co jest mitem, a nie realizacją prawdziwej wolności człowieka.
Jest tak dlatego, że liberalna antropologia stawia w centrum moje pragnienia i dążenia - tzw. wolność negatywna pozwala mi działać dotąd, aż nie naruszę granic wolności drugiej osoby, granic nieszkodzenia innym. Jednostka powinna mieć prawo powiedzieć i zrobić wszystko, pod warunkiem, iż nie wyrządza szkody innym. Tak dzisiaj myśli się o wolności - i tutaj, moim zdaniem, paradoksalnie tkwi źródło indywidualizmu, a co za tym idzie - anonimowości i następnie: alienacji.

Jak?
1. Człowiek dąży do tego, czego pragnie, aż dotąd dokąd nie skrzywdzi drugiego.
2a. Prowadzi to do indywidualizm, czy też atomizmu społecznego - ludzie nie widzą, że są częścią większej całości, społeczeństwa, którego nie mogą traktować jak czegoś nieistniejącego lub obcego. Nie widzą, że mogą zrobić coś dla innych, obawiając się że mogą naruszyć prywatną przestrzeń.
2b. Brak obiektywnej wiedzy o całym świecie, a tak naprawdę często brak elementarnej wiedzy doprowadza do tego, że popełnia błąd i jego "wolność" prowadzi go na manowce (np. sięga po pornografię, sądząc że nikomu nie szkodzi - ale przecież ktoś musiał w tych filmach występować, nie sądzę by z wyboru).
3. Na manowcach ciężko się odnaleźć - zło powoduje wykluczenie społeczne, ludzie nie chcą już akceptować, a czasem nawet tolerować osobnika, który gubi się na swojej drodze życiowej. Stąd: anonimowość, która wchodzi jak wąż, burząc podstawowe zaufanie społeczne. I stąd alienacja, totalne wyobcowanie, niezrozumienie, które w naszych czasach prowadzi niestety bardzo często do samobójstwa.

To tyle. Nie jestem ani za indywidualizmem, ani za liberalizmem. Liczę na głosy przeciwne!

piątek, 11 marca 2011

Jan Paweł II, Centessimus Annus, 46


„Kościół nie zamyka bynajmniej oczu na niebezpieczeństwo fanatyzmu czy fundamentalizmu tych ludzi, którzy w imię ideologii uważającej się za naukową albo religijną czują się uprawnieni do narzucania innym własnej koncepcji prawdy i dobra. Prawda chrześcijańska do tej kategorii nie należy. Nie będąc ideologią, wiara chrześcijańska nie sądzi, by mogła ująć w sztywny schemat tak bardzo różnorodną rzeczywistość społeczno-polityczną i uznaje, że życie ludzkie w historii realizuje się na różne sposoby, które bynajmniej nie są doskonałe. Tak więc metodą Kościoła jest poszanowanie wolności przy niezmiennym uznawaniu transcendentnej godności osoby ludzkiej”.

Tekst na spotkanie 14.03.2011 :)

środa, 2 marca 2011

POPsychologii czyli psychologia w stylu POP!

dobry wieczór Dyskutancie,jak się dziś czujesz:P?

-spokojnie,nie będziemy już zadawać tego typu pytań-terapia zakosztowana na ostatnim spotkaniu z pewnością wystarczy na długo;)

zajmowaliśmy się-jak po nagłówku łatwo się domyślić-kwestią pozycji psychologii(oraz psychoterapii)w dzisiejszym,nerwicogennym,świecie.

zastanawialiśmy się,czym jest psychologia. rozważaliśmy naukowość tej dziedziny poznania. pytaliśmy,czy może być w ogóle użyteczna. w końcu-osobiście,na ile wierzymy w jej działanie,jako gabinetowej psychoterapii?-nie było tu pełnej zgodności,wydawało się,że szanujemy i jesteśmy sceptyczni w stosunku do tej nauki równocześnie. a może to właśnie odpowiednia postawa wobec jakiejkolwiek dziedziny badań...?

położyliśmy nacisk na odróżnienie tych kilku podstawowych,a mylonych często terminów-psychologia,psychoterapia,psychiatria. wytyczyliśmy pewien zarys różnic pomiędzy chorobą psychiczną i zaburzeniem. nieuchronne było pytanie o genezę tychże(część opowiedziała się za szczególnym przewrażliwieniem współczesnego człowieka na punkcie swej kondycji psychicznej,ale raczej jasne było,że choroba psychiczna-to nie wymysł XX/XXI wieku;]).

pośród ciekawych wątków,jakie nasuwały się same przez się,ważna była kwestia wzajemnej relacji religii/wiary i psychologii-czy wykluczają się one? czy może zastępują? czy jest szansa na ich pokojowe współistnienie lub-...może jednak!-współdziałanie na rzecz dobra człowieka??-zauważyliśmy masę niebezpieczeństw,w jakie można się tu uwikłać(co zdarza się nad wyraz często),granica pomiędzy kompetencjami tych sfer życia ludzkiego wydaje się bowiem bardzo płynna... niemniej,zdecydowaliśmy,że wymaga refleksji i zaznaczenia,aby np.duchowości nie pomylić z psychiką(i odwrotnie),a wiary-wyłącznie z zaspakajaniem potrzeb.

przeprowadziwszy mini-terapię w parach(po krótkim szkoleniu-w przypadku 'terapeutów' i wyimaginowaniu problemu-u 'pacjentów),podzieliliśmy się doświadczeniami,które miały nas powieść w stronę stwierdzenia,że terapeutą może być zasadniczo każdy dobry słuchacz. pop-terapeutą. dało to zaczątek do poruszenia tematu wszechobecności psychologii i jej trywializacji. niezaznajomionym polecamy http://www.krolartur.com/

zakończyliśmy,zataczając krąg-od genezy i potrzeby psychologii do jej różnorodności,przyszłości i newralgicznej naukowości. starałam się pokazać,że jako dziedzina nauki,psychologia może być godna zaufania i użyteczna. oczywiście,jest to pewien potencjał,który łatwo źle wykorzystać. POPizacja na pewno jest ku temu genialnym sposobem.

zanim zaproszę do debaty,czym dla Was jest psychologia,jak widzicie jej rolę we współczesnym świecie,czy przemawia do Was jej naukowość i jakie niebezpieczeństwa nieść ze sobą może(zwłaszcza w wydaniu amatorskim)-polecam świetny artykuł Sławomira Murawca o tym,co to znaczy ŹLE uprawiać psychologię http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=101
-bardzo warto się zapoznać! wypowiedzieć także bardzo warto:)

środa, 26 stycznia 2011

nie(o)źle o złu

witajcie,nieźli bloggerzy;)

zacznę od stwierdzenia,że ostatnie spotkanie wydaje mi się zasadniczo niepodsumowywalne:P

-bo zaczęliśmy niby w sposób uporządkowany i do tekstów, a raczej linków
http://www.prisonexp.org/polski/
http://w451.wrzuta.pl/pli...x/dswu_24.01.11

http://w397.wrzuta.pl/plik/7Cj02hzRXSw/zlo
nawiązujący, od krótkiego przedstawienia Stanfordzkiego eksperymentu więziennego[w którym kilkadziesięciu młodych studentów wcielało się w role strażników i więźniów nieco nazbyt skutecznie...] oraz odczytania wiersza Różewicza, a potem rozpętało się intelektualne piekło;]

wstęp miał być kontrowersyjny. bo też-pomyśleliśmy sobie-kto z nas nie wierzy w zasadniczo dobrą ludzką naturę...?-jak się okazało, nie tylko Różewicz, Zimbardo i kilku forumowiczów(którym 'ukradliśmy' opinie, aby się do głosu społęczeństwa odnieść) miało co do tak optymistycznego założenia zastrzeżenia. najsilniejszym głosem sceptycyzmu wobec niego był postulat o swoistym 'złu oczywistym', nieutożsamialnym z prostym brakiem dobra, które zaobserwować można nie tylko(ale jak najbardziej, także) na przykładzie wojen i ich tyranów...

zatem, z jednej strony 'bardzo dobre' dzieło Boże, stworzone na Jego obraz i podobieństwo, zdolne do altruistycznych pobudek, choć może czasem zagubione(głupie? grzeszne?), a z drugiej-może po prostu urodzony egoista?-może rzeczywiście posiadamy ów 'okruch zła' w duszy?
jak to jest, że wyrzeczenia kosztują nas tyle pracy nad sobą, a rodzimy się z roszczeniami i dbać o siebie w zasadzie uczyć(większości z) nas nie trzeba?

inną kwestią pozostaje pytanie o możliwość jakiejkolwiek dyskusji na temat natury(którą-jak się okazało-każdy rozumie nieco inaczej;]) człowieka, kiedy cała moralność ściśle łączy się ze wzrastaniem w konkretnej kulturze.[czym innym będzie zemsta dla nowoczesnego Europejczyka, czym innym-dla rdzennego mieszkańca Czadu]. zatem czy trzeba szukać wychowanego wśród małp współczesnego Tarzana, aby wypowiedzieć się o tym, co z natury jest nam (za)dane?

tu pozwolę sobie wtrącić własne 3grosze:) od razu zaznaczam, że w kwestii ludzkiej natury(i paru innych) zapewne wyjdę na naiwniaka lub-delikatniej ujmując-hurra-optymistkę;]
...bo mnie się jednak wydaje, że człowiek jest dobry z natury(rozumianej jako jego powołanie; myśl, która przyświecała przy powstawaniu i kierunek, jaki jego osobie został nadany, aby go rozwinąć). nie potrafię się zgodzić na żadne inne wytłumaczenie, niż to, że zostaliśmy stworzeni jako dobre(bardzo dobre) odbicia Najlepszego. wiążę swoje rozumienie z koncepcją dobra jako braku zła-jedyną, która wydaje mi się racjonalnie tłumaczyć jego(zła) istnienie na świecie... stworzonym przez Czystą Dobroć;] wolność, od początku nam towarzysząca, stała się dla możliwością dobrowolnego opowiedzenia się po stronie dobra... a to, że nieraz wybieramy 'tę drugą opcję'-to nasze prawo... poniekąd przekleństwo... i furtka do zaistnienia zła na świecie. co nie zmienia faktu, że w zamyśle powstaliśmy 'bardzo dobrzy' i pierwiastek tej tendencji można odszukać w każdej-może poza niektórymi chorymi-jednostce. świadczy o tym uniwersalność poczucia winy/wyrzutów sumienia. że po różnych uczynkach się ujawniające-kwestia wspomnianej zależności od kultury(w tym specyficznej moralności).

zanim oddam głos do studia-cytat. żeby nie było, że tylko ja taka naiwna-z samego Fromma;):
'Wykazaliśmy, że człowiek nie jest zły z konieczności, ale że staje się zły, jeżeli zabraknie odpowiednich środków do jego wzrostu i rozwoju. Zło nie ma swego własnego, niezależnego bytu, stanowi ono tylko nieobecność dobra, powstaje w wyniku klęski poniesionej w procesie realizacji własnego życia' ['Niech się stanie człowiek']

a jakie jest Wasze zdanie na temat człowieka?
zapraszam do zgody i niezgody:)