"Przyjmę więc teraz założenie, że wprawdzie nie Bóg, który jest w
najwyższym stopniu dobry i jest najwyższym źródłem prawdy, lecz że
jakiś zły demon, tyleż przebiegły i zwodniczy, ile potężny, użył całej
swej zmyślności, ażeby mnie wprowadzić w błąd. Będę myślał, że niebo,
powietrze, Ziemia, kolory, kształty, dźwięki i wszystkie inne rzeczy
zewnętrzne są jedynie złudzeniami i zjawami, którymi posłużył się on,
aby zastawić sidła na mą łatwowierność. Będę o sobie samym sądził, że
nie mam rąk ani oczu, ani ciała, ani krwi, ani żadnych zmysłów, a
jedynie fałszywie wierzyłem, iż mam to wszystko. Będę uparcie trwał
przy tej myśli i chociaż w ten sposób nie będę w stanie dojść do
poznania żadnej prawdy, to przynajmniej będę zdolny zawiesić swój sąd.
Dlatego też z największą troską zadbam o to, aby nie przyjąć żadnego
fałszywego przekonania, i przygotuję swą duszę na wszystkie podstępy
tego wielkiego zwodziciela, tak aby, jakkolwiek byłby on potężny i
przebiegły, i tak nie mógł mi nigdy nic narzucić."
Kartezjusz, Medytacje o pierwszej filozofii, s. 37-38, tłum. J. Hartman
Ale po co od razu zwodzący demon, nie wystarczy brak niezawodnych kryteriów odróżniania jawy od snu? Złudzenie pewności jest chyba najbardziej powszechnym i najsilniejszym ze złudzeń wśród gatunku homo sapiens sapiens (czasem ledwo sapiens). Trzeba się pogodzić z tym, że wiara nie dotyczy tylko Boga, ale wszystkiego, co nas otacza.
OdpowiedzUsuńBulek, pytania do Kartezjusza stawiaj nie mnie, co najwyżej grupie.
OdpowiedzUsuńNatomiast co do tego, że wszystko opiera się na wierze - zgadzam się. Przykładowo: "Nauka opiera się na wspólnej wierze uczonych w prawdziwość formułowanych przez nich twierdzeń" (Albert Einstein)
łatwiej oskarżać demona,niż własną,ludzką ułomność-może dlatego,Bulku?
OdpowiedzUsuńfaktem jest,że bierne czekanie cudu poznania jest bodaj największą głupotą poszukującego. więc może jednak demon;]?
A tak w sumie rzecz biorąc, to czy jako człowiek rozmawiający z człowiekiem jesteśmy w stanie dojść do jakichkowiek wniosków które możnaby logicznie uznać za prawidłowe? Według mnie ludzki rozum ma granice. To znaczy że możliwe jest że żyjemy w ułudzie stworzonej przez nasze zmysły, ale innej nie poznamy.
OdpowiedzUsuńchociaż... zauważcie: kiedyś ludzie zeszli z drzewa, myśleli że kamień to kamień, potem po wielu wielu latach okazało się że składa się z mniejszych "piaseczków", następne stulecia i te piaseczki zaczęły być zbiorami z jeszcze mniejszych cząsteczek, one znowu po czasie z atomów (atomos- niepodzielny!!) te mimo nazwy w końcu z protonów, neutronów, elektronów, a nawet tak dokładny rozkład kamienia jak sie okazuje wcale nie oddaje rzeczywstości bo dalsze podziały na coraz mniejse cząsteczki z biegiem lat stają się możiwe.
Więc czy można powiedzieć że skoro dla nas kamień to kamień (przecież jak patrze na kamień to GO widzę, jak kamienia dotykam to GO czuję itp) rzeczywiście tym właśnie kamieniem jest?
Zależy jak rozumieć ułudę, fałsz, a jak prawdę. Dla mnie nie do końca jest tak jak nam się wydaje. Skoro z kamieniem łatwo wykazać że tak na prawdę nie istnieje jako kamień, ale jako zbiór cząstek elementarnych różnych atomów, co powiedzieć o rzeczach wyższych: Miłości, Bogu... może nie są tak łatwe do "rozbioru" na czynniki pierwsze, ale skąd ta pewność, że to co czujemy (a to jeszcze bardziej nieokreślone niż "widzimy", "dotykamy") to prawda i że mamy dostęp naszymi zmysłami do chociażby części prawdy?
M., masz rację.
OdpowiedzUsuńDochodzi do tego ogólnie kwestia tego, że np. kiedyś dla wielu gwiazdy były oznakami tego, co ię stanie w przyszłości. Kiedyś wszyscy wierzyli we wróżby, tak jak my dziś wierzymy np. w naukę, nasze uczucia, demokrację...
Z drugiej strony nie chodzi o to, by teraz wszystko odrzucać. Myślę, że tym wszystkim filozofom rozbijającym krytycznie zabobony, fałszywą wiarę i światopoglądy chodziło o to, byśmy bardziej krytycznie podchodzili do tego, co robimy, w co wierzymy, gdzie się znajdujemy...
O to też, jak sądzę, chodziło Jezusowi, gdy wypominał faryzeuszom ich podejście do Prawa, do szabatu w który bezkrytycznie wierzyli, w ten sposób modyfikując go - "żądam raczej miłosierdzia niż ofiary".
Pozdrawiam,
K.
Dokładnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi co sam Jezus powiedziałby o wierze współczesnej. Czy bylibyśmy jak ci faryzeusze wierzący w prawo bardziej niż w Boga, czy może wierzymy "dobrze". Często myślę że niestety to pierwsze. I nie chce tu nikogo oceniać, po prostu patrzę na siebie i słucham najbliższych. Może nie widać tego tak od razu, ale w wielu sprawach postępujemy na prawde za bardzo "bo tak", nie czując tego. A jeśli to doktryny, o których Ewangelia, czy cała Biblia nie mówi, to może to tylko nasz wymysł? I nawet jeśli sama to widze u siebie- strasznie trudną sprawą jest z jednej strony wszytko to co Kościół mówi przyjąć ze 100% przekonaniem, a z drugiej równie trudno postawić wszystko na ostrzu nożai odkroiś tradycję od Biblii, nie wahając się czy rzeczywiście robi się dobrze. Macie jakiś patent? :)
Allo,allo:)
OdpowiedzUsuńM., Karolu- piszecie bardzo mądrze. z jednej strony- postawa bezkrytycznego odbiorcy treści(jakichkolwiek) jest nie do przyjęcia dla przedstawiciela gatunku Homo sapiens,z drugiej- na zbadanie świata na własną rękę życia nie starczy:/ ...no i co tu robić?- przede wszystkim, podziękować, że się dostało możliwość rozkminiania problemów tej kategorii, to już naprawdę dużo.
mój patent- okupiony doświadczeniem niejednej nieprzespanej nocy, kiedy jako dziecko roztrząsałam problemy bynajmniej niedziecięce- to dochodzić do poznania powoli i pozwolić sobie z jednej strony na pewną intelektualną swobodę czerpania z najróżniejszych źródeł i doświadczeń,a z drugiej- mieć autorytet, ostateczną instancję rozstrzygania, która by pozwoliła mi podejmować działania, których sama jeszcze nie do końca potrafię umiejscowić na skali pożądaności i trzymać wizji, której alternatywnej formy nie jestem w stanie wygenerować. dla mnie takim autorytetem jest- a raczej, staram się, aby był- Kościół. przyznaję jednak, że postawa zaufania nie jest łatwa i zdarza mi się wybierać inną strategię, kiedy jakiegoś poglądu/wyznacznika/stanowiska nie rozumiem. ponoć wtedy należy rozłożyć ręce i dać się poprowadzić. moim ideałem jest dojść do takiego etapu, żeby nie musieć zdawać się na autorytet, ale by poprowadził mnie on do pozycji, w której sama będę wskazywać tę samą drogę, co on- ale by ten wybór wypływał już z moich wewnętrznych przekonań. mgliście i nierealnie;)- ale jak inaczej podchodzić do tak podstawowej kwestii, tak fundamentalnego problemu?
Powiem Wam tylko w tajemnicy, że na nasze pytanie odpowiada niejaki Immanuel Kant, w swoim eseju "Co to jest oświecenie?"
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać(w całości;)!