wtorek, 14 grudnia 2010

rodzinne re(we)lacje!

witajcie, zacni blogerzy;)

na ostatnim spotkaniu, jak co po niektórzy pamiętają, oglądaliśmy filmiki przeciekawe dwa
( http://www.youtube.com/watch?v=hLaa4fSH_40 oraz http://www.youtube.com/watch?v=ILmjvmsExNQ&feature=related )
a po nich wystartowaliśmy z dyskusją, której temat był o tyle codzienny, co nierozkminiony;)

zastanawialiśmy się więc, czym właściwie są relacje-i co wyjątkowego jest w tych pierwszych, rodzinnych(poza tym, że są pierwsze właśnie;)). jakie są, a jakie powinny być. z morza życiowych przykładów oraz odniesień do filmu wychynął obraz relacji rodzinnej, która kształtuje nas od samego zarania i sama w sobie nadaje unikalny sens życiu ('Doświadczając tych specyficznych relacji, uważamy je za unikalne i niemożliwe do zastąpienia, i wydają się one w największym stopniu uosabiać sens naszego życia'- P.Marris),a która jednak nie ma być celem jedynie sama dla siebie.

tutaj padło wiele przykłado-pretensji, bo rodzice to często nie tyle wychowawcy, ale 'chowawcy' (jak owi 'w Beczce chowający', filmowi rodzice). a warto powiedzieć, że człowiek ukształtowany rodzicielską miłością ma ją nieść w świat ('W relacji z matką dziecko zdobywa poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności, zaś ojcowie testują to poczucie i sprawdzają, w jakim stopniu dziecko jest w stanie przenieść nabyte umiejętności z jednej relacji na inną'- J.Wojciechowska).

staraliśmy się prześledzić rozwój dziecka w trakcie biegu życia, czemu posłużył nam statystyczny Jaś. uzbroiliśmy go więc w rodzicielską akceptację, troskę, zaufanie, wiarę w siebie, aby zastanowić się nad tym, co by było, gdybyśmy tego nie zrobili?-czy dziecko może nadrobić to, czemu rodzice nie dostawali? czego nie dostało od nich? wśród zwolenników determinizmu (Freudo-podobnego) znaleźli się optymiści, twierdzący, że niedostatki z dzieciństwa zwykle można choć w pewnym stopniu nadrobić. (choć łatwe to nie jest).

dwa problemy zdały się szczególnie istotne i zastanawiające-wzajemność i ciągłość niezwykłej, dziecięco-rodzicielskiej relacji. E.Sujak powie: '
Rozwój miłości rodzinnej pokrywa się niemal z rozwojem osobowym człowieka, toteż najlepiej ten rozwój rozpatrzyć na kanwie życia człowieka: od jego narodzenia aż do końca życia, rozpatrując kolejno przyjmowane role i zadania'- co poniekąd może stanowić odpowiedź na drugie zagadnienie. brat Grzegorz zaakcentował natomiast wzajemność relacji 'Jasiów' z ich mamami i tatami. rzuca to ciekawe światło na codzienne patrzenie na tę szczególną relację-rzeczywiście, od maleńkości dziecko niesie swój wkład w życie rodziny. należy o tej dwustronności pamiętać, rozważając choćby temat aborcji.

na koniec-po co właściwie mieć dziecko?-pytanie Karola spotkało się z konsternacją. ale trwała ona tylko chwilę, bo przecież jesteśmy ekspertami od pozornie banalnych tematów;) co należy zaakcentować (pośród różnych utylitarnych głosów i ważnych, oczywiście, względów rozwoju osobistego rodziców)-to piękny głos o traktowaniu dziecka jako daru i jako owocu Miłości, która głośno domaga się aktu (s)tworzenia.

a jakie jest Wasze zdanie na temat rodzicielstwa i dziecięctwa:)?-ile w Waszym mniemaniu znaczy ta relacja?-jak dalece odbiega od 'klasycznych' relacji typu przyjaźń? czy dałoby się wzrastać bez mamy i taty?(i jak by ten wzrost wyglądał, w kontekście ich różnych ról w rozwoju malucha?) czy Miłość może być pełna, jeśli nie przyjmie ludzkiej, kruchej postaci nowego życia?

...bo prawdziwa rozmowa nie kończy się;)

4 komentarze:

  1. Mnie się bardzo spodobało to co w pewnym momencie bodaj Ela powiedziała, że od któregoś miejsca powinniśmy traktować to, co rodzice nam mówią nie jako rozkaz, lecz jak dobrą radę. Myślę, że to jest bardzo ważny punkt pozwalający na zmodyfikowanie relacji rodzice-dziecko. Niby dziećmi dla naszych rodziców jesteśmy przez całe życie i niby oni nie zmieniają swojego myślenia w kilku kwestiach (m.in. lekkiego "rządzenia" dziećmi), ale jednak bardzo istotne jest uświadomienie sobie, że w pewnym momencie rodzice stają się dla nas partnerami. No bo przecież skoro traktujemy to jak dobrą radę, do której się stosujemy, to słuchamy ich już nie dlatego, że musimy, ale dlatego że chcemy, a jakże różne są przecież te dwa podejścia. Od tego momentu relacja staje się w zasadzie przyjacielska, skoro nie ma już żadnego przymusu, a pozostaje jedynie wybór.
    Nie zgodzę się więc z tymi wszystkimi, którzy mówili, że ta relacja się nie zmienia. Dla mnie ten punkt jest bardzo ważnym przełomem, przełomem, który implikuje przecież brak potrzeby (możliwości?) buntowania się (no bo po co buntować się przeciwko przyjacielowi), rozkazywania (przyjaciel, którym będziemy rządzić raczej od nas sobie pójdzie), czyli następuje zniesienie tego poddańczo-władczego charakteru.

    To ja tyle w tym punkcie tematu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak żywych więzi i wzajemnych relacji w rodzinie...czy może coś spowodować? czy wpływa na nas tak mocno, że nie jesteśmy w stanie poźniej normanie funkcjonować? ciągnąć się za nami, przygniatając nas i ściągając w dół? Czy jesteśmy skazani na tzw. schemat boleborzański tak jak Zenon z Granicy? Hmmm a któż powiedział, że drogi jesteś w moich oczach, że Pan wie kiedy siedzę i wstaję, że utkałem Cię w łonie Matki?
    Wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju dziecko Boga - tak to ja! Wszyscy otrzymaliśmy inną i wyjątkową tożsamość, która naprawdę czyni każdego z nas unikatowym. Nawiązanie więzi z Bogiem poprzez cud odkupienia pozwala, by Jego Duch, który jest owocem Miłości poprowadził każdego z nas do odkrycia, kim stworzył nas Bóg! Tak, nasi rodzice i my mamy wrodzoną wyjątkowość. Na czym więc polega rola rodziców w tym wszystkim? Rodzice i opiekunowie muszą tą wyjąkowość odkryć, odpowiednio kształtować aby dziecko mogło się z nią utożsamić. Jednakże czynnikiem napędzającym to wszystko musi być wolność! Odkrywajmy więc naszą wyjątkowość - powodzenia! Obecność rodziców i ich towarzyszenie jest niesamowicie ważna! Powtórzę albo bardziej rozwinę myśl, bądź ukłuję w sedno sprawy. Największe zło na tym świecie to nieobecny albo niezaangażowany Ojciec. Brak Ojca prowadzi do wielu zboczeń i wypaczeń! a nade wszystko do poczucia braku Boga Ojca! Święta dają wyjątkową okazję do pogłębiania więzi w rodzinie. Skorzystajmy z tych okazji bo to, że czegoś nie dostaliśmy w przeszłości nie znaczy, ze Bóg nie jest w stanie sobie z tym poradzić! Najwyższy Pan! Ba jasne, że da radę przecież dla niego nie ma nic niemożliwego! Nasz Tata jest najlepszy i wszystko potrafi!Korzystajmy z bogactwa i mądrości Słowa Bożego! Chociażby jeden z milona przykładów tego co Pan do nas mówi:"Radujcie się z tymi, którzy się cieszą, płaczcie z tymi, którzy płaczą" czyli Afirmacaja. Chciej potwierdzać emocje u innych jeśli będziesz to robił dostarczysz im poczucia autentyczności. Jeszcze na koniec. Prawda naprawdę wyzwala!

    Mathe

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie się podobało to co dziś przeczytała w "w drodze" - żeby zrozumieć czym jest ojcostwo, trzeba najpierw być synem. bez tego mężczyzna nie będzie wiedział "co to znaczy być ojcem".

    bo te relacje są chyba najmocniejsze ze wszystkich - choćbyśmy się zapierali rękami i nogami i traktowali przyjaciół jak rodzinę, to pewnych więzów się nie pozbędziemy. nie bez powodu im jesteśmy starsi tym bardziej upodabniamy się do swoich rodziców ;) (choć to chyba jeszcze inny temat;))

    OdpowiedzUsuń